piątek, 9 lutego 2018

Obowiązkowa kastracja psów? Nie, dziękuję.

Każdy pies niehodowlany powinien zostać wykastrowany dla jego własnego dobra.”

„Nie możemy sobie pozwolić, żeby w kraju o tak dużym poziomie psiej bezdomności chodziły po ulicach płodne psy i suki.”

„Uważam, że kastracja powinna być obowiązkowa dla wszystkich psów i suk, a hodowle ograniczone do minimum.”

„Na hormonalny amok nie pomoże żadne szkolenie!”.

Każda niekastrowana suka prędzej czy później zapadnie na ropomacicze, raka listwy mlecznej, a na dodatek będzie się męczyć z ciążami urojonymi. W przypadku psa – kastracja zmniejsza ryzyko raka jąder.”

STOP.

Ludzie. 

Czy Wyście już całkiem na głowy upadli?!


Pierwszym i podstawowym pytaniem, gdy zaglądałam do jakiejś lecznicy z młodziutkim Ravenkiem było: A KIEDY KASTRACJA? A MOŻE CHCIAŁABY PANI JUŻ TERAZ SUKĘ ZOPEROWAĆ, PRZED CIECZKĄ, BĘDZIE Z GŁOWY?

Trzy lecznice z tego powodu odwiedziłam jeden raz – po raz pierwszy i ostatni. Ktoś, kto sugeruje wycinanie gonad psiemu dziecku powinien iść rowy kopać, a nie mianować się lekarzem weterynarii. Powołując się na „wzorce z Zachodu”, jaśniepaństwo chyba zapomnieli, żeby być na bieżąco – a bieżące badania pokazują, że wczesna kastracja to jakaś totalna pomyłka (dla przykładu polecam badania na grupie golden retrieverów prowadzone między 2000 a 2009 rokiem w Kalifornii i inne, od roku 2000 do roku bieżącego). Wróćmy jednak do Raven. 

No elo. Trochem zapluta.

Nadeszła cieczka. Później druga, trzecia, czwarta… Oprócz trzymania się pewnych reguł w związku z zapobieganiem ciąży urojonej (mniej żarcia, nieco mniej wody, więcej ruchu, twarde posłanie do spania, zakaz miziania suki, zwłaszcza po brzuchu) i tym, że suka po domu chodzi w majtach – nic to nie zmienia w naszym życiu. Ach, czasem suczysko się nieco poburzy do innych suk, zwłaszcza jej wielkości, albo większych – co mija wraz z cieczką. Potrafi wpieprzyć psu, nawet kiedy ma dni płodne i teoretycznie powinna być napalona jak szczerbaty na suchary, ale pies chce jej ukraść np. piłeczkę – nie ma litości i „seksy – nie seksy, piłeczka jest MOJA!!!”. Mieszkała czasowo z dwoma pełnojajecznymi samcami – i nic. Powołanych do życia szczeniąt - dokładne, okrągłe ZERO. To tak w kwestii nieopanowanego popędu seksualnego u płodnego zwierza. Istnieją ludzie, którzy w jednym mieszkaniu w bloku mają kilka dorosłych psów tej samej płci, przy czym część z nich to czynne reproduktory. Bez walk, krwi i latających flaków. Taki medżik. 

Gdzie wybierają się jajeczka Logana? Nigdzie.

A co jak suka ucieknie?! A jak ucieknie (hm… czemu miałaby nagle uciec, jako, że do tej pory nawet nie próbowała uciekać w celu przedłużania gatunku – nie wiem, ale…) to natychmiast idzie pod nóż bez zbędnych dyskusji i myślę, że każdy myślący racjonalnie właściciel niehodowlanej a płodnej suki postąpiłby podobnie.

Minęłabym się z prawdą, gdybym powiedziała, że jestem przeciwna kastracji zwierząt jako takiej. Rozumiem, że kastracja jest w zasadzie jedyną 100% skuteczną metodą zapobiegającą niechcianemu rozrodowi. Naprawdę. Byłam wolontariuszką w schronisku, miewałam różne zwierzaki na DT, problem psiej bezdomności w zasadzie odmieniłam przez wszystkie przypadki. Rozumiem, że dla przeciętnego człowieka po prostu ŁATWIEJ jest wykastrować psa czy sukę (tak, suki też się kastruje) niż opędzać się od adoratorów/trzymać swojego buhaja wiecznie na smyczy, bo a nuż widelec jakaś ponętna suczka go zwabi… Że czyściej w domu, gdy suka nie brudzi, że nie trzeba się martwić o ropomacicze, że guzy sutka, jąder, że…

Kastracja stała się lekiem na całe zło. Na agresję – kastracja. Na ucieczki – kastracja. Na problemy z motywacją i szkoleniem psa – kastracja. Kastracja na wszelki wypadek – ot, profilaktycznie. Bo może będzie rak listwy. Albo ropomacicze. Albo rak jąder. Co się pańcio/pańcia będzie męczyć. To sam kłopot. (Należałoby zapytać - a jak piesek dużo i szybko biega i, hipotetycznie, może połamać łapy - czy usuwamy je "profilaktycznie"? Psy zapadają często na nowotwory różnych narządów i jakoś nie słyszałam, aby "profilaktycznie" wycinać im to i owo, oprócz narządów płciowych i gonad - dziwnym trafem).

I niechaj już będzie, poniekąd rozumiem taką retorykę, bo nadpopulacja psów w naszym kraju przekracza już wszelkie granice – kiedy jakieś dziesięć lat temu opracowywałyśmy materiały dotyczące psiej bezdomności, w schroniskach przebywało szacunkowo około 100 tysięcy bezdomniaków. Według raportu Biura Ochrony Zwierząt Fundacji ARGOS w samym roku 2015 przyjęto do schronisk ponad 72 tysiące psów. Psy mnożą się i mnożone są na potęgę – nieważne, czy są chętni, aby przygarnąć kolejne i kolejne szczenięta, wszak „jakoś to będzie” i "oddamy tylko w dobre ręce", oczywiście.

Jednak kastracja, oprócz zalety pierwszorzędnej i niepodważalnej, czyli ograniczenia rozmnażania zwierząt, innych plusów jak profilaktyka niektórych chorób, może mieć minusy. Minusy, które przez zwolenników totalnej wszechkastracji wszystkich czworonożnych istot niehodowanych są we wszelkich dyskusjach zgrabnie pomijane lub umniejszane. Niesłusznie!

Szprechających w ingliszu zapraszam do oglądnięcia wypowiedzi lekarza weterynarii, dr Karen Becker, która była zagorzałą zwolenniczką kastracji, które przeprowadziła u tysięcy swoich pacjentów. Filmik jest długi, ale wart obejrzenia.



Tak się jakoś składa, że pies to nie puzzle. Gdy wyjmiemy jeden „element”, ma to zwykle konsekwencje. Oprócz następstw wynikających z zaburzenia gospodarki hormonalnej, co skutkować może problemami choćby z tarczycą czy układem ruchu, mamy szereg następstw behawioralnych, nie wspominając o różnych nowotworach, które szczególnie upodobały sobie psy ubezpłodnione. W zagranicznej literaturze można spotkać się przede wszystkim z minusami wczesnych kastracji, jednak nawet kastracje wykonane powyżej 18. miesiąca życia psa wypadają, jakby to ująć, nieciekawie, jeśli weźmiemy od uwagę behawior. Najczęściej badanymi czynnikami w badaniach dotyczących behawioru były zachowania agresywne, strach/lęk i niepokój, reaktywność/ekscytacja. Zainteresowanych odsyłam do badań – można bez problemu wyszukać w Internetach razem ze źródłami.

Jeśli nie pomogą badania, to może kolejny głos praktyka. Proszę Państwa - pan Larry Krohn, szkoleniowiec. 



Zostawiając już nawet na chwilę te skutki uboczne… OK, wprowadzamy „nakaz kastracji zwierząt niehodowanych”. I co? Czy Zenek, który ma w obejściu cztery burki, a szczepi na wściekliznę tylko jednego „w razie co”, wykastruje swoje psy? Czy Halina, która psa widzi raz na tydzień (albo i nie), a suka gdzieś tam się pałęta na podwórzu, ale panie, któż by to wiedział, gdzie ona się szlaja, poświęci czas na przygotowanie psa do zabiegu i odpowiednią opiekę po operacji? Czy Janusz, który karmi psa resztkami z obiadu i w zasadzie jak pies jest, to dobrze, a jak psa nie ma, to też dobrze, wrzuci psa na ramę roweru i zawiezie do lecznicy na zabieg? Czy po wsiach będzie hulać animalkomando sprawdzające, czy aby na pewno żaden Pikuś nie ma jajeczek, a żadna Pusia macicy?

Nakazy, zakazy, dotkną osób, które prawdopodobnie tak czy siak są na tyle odpowiedzialne, że nie rozmnażają bezmyślnie swoich zwierząt. W kraju, w którym przeciętny obywatel uważa, że przepisy są po to, żeby je łamać – czarno to widzę. Mamy obowiązkowe szczepienie na wściekliznę. Mamy obowiązek sprzątania po psach w miejscach publicznych. Wreszcie, odchodząc od „wiejskiej sielanki” bardziej w stronę miejskich skwerków i parków, mamy obowiązek sprawowania kontroli nad psami w miejscach publicznych. I co? I nic, bo „Polak potrafi”, plus wieczna rozlazła nieudolność "organów" i mamy, co mamy. 


Moim skromnym zdaniem, zamiast narzucać nierealne nakazy wszechkastracji, powinniśmy skupić się na zakazie rozmnażania, którego złamanie skutkowałoby najzwyczajniej w świecie karami finansowymi, co dość dobrze trafia do przedstawicieli naszego narodu. Jeśli chodzi o psy schroniskowe/fundacyjne, sprawa nie podlega dyskusji: kastracja – tak, eutanazja psów chorych, starych, agresywnych, „przypadków beznadziejnych”, ślepych miotów – tak, do tego ogólnie pojęta EDUKACJA kynologiczna – trzy razy tak. Zamiast „Kastruj!” – „NIE ROZMNAŻAJ!”. Gdyby Zenek z Januszem poczuli w kieszeni, że nie opłaca się powoływać do życia nowych piesków, to raz dwa by zmądrzeli. 


Czując swąd rozpalanego stosu odpowiem zawczasu – owszem, wiązałoby się to pewnie z falą porzuceń psów. Owszem, być może trzeba by było wprowadzić nowe regulacje i przepisy, być może trzeba by było uśpić wiele psów w początkowych latach po wprowadzeniu zmian w życie, jednak być może przyczyniłoby się to do stanu, w którym psy (jako ogół populacji) żyją w lepszych warunkach niż obecnie, skoro posiadanie psa wiązałoby się z koniecznością sprawowania nad nim większej kontroli, choćby tylko w zakresie rozrodu?



Schroniska nie są przepełnione z powodu braku kastracji. Schroniska są przepełnione z powodu braku myślenia i braku odpowiedzialności ludzi za to, co robią ze swoimi zwierzętami. 

Zapraszam do dyskusji. 


P.S. Raven za jakiś miesiąc idzie na kastrację. Jest dojrzałą, dorosłą suką, ma 4,5 roku, ustabilizowała się behawioralnie na tyle, na ile to możliwe w jej przypadku, więc jest to dobry moment na przeprowadzenie zabiegu, zanim dopadną ją jakieś paskudne choróbska. Trzymajcie kciuki, bo ja umieram ze strachu - moja relacja z tym psem jest zdecydowanie niezdrowa... Ale wszystko będzie dobrze, prawda? 

9 komentarzy:

  1. Jak zawsze, wszystko sprowadza się do oprawionego soczystą kurwą hasła "Ludzie, myślcie!".

    PS. Trzymam kciuki za psa Ravena.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do Kastracji się zgadzam całkowicie, mój pies nie jest rasowy, nie jest repem ale ciachniety nie jest i raczej nie będzie (to już chyba jest mój bardziej strach pzed zabiegiem) jednak nie czuje pociągu seksualnego do żadnego psa ani suki a tym bardziej w ciecze, nie ma problemów z agresja na tle jajek wiec nie widzę powodu żeby go ciachać, a w niektórych sytuaciach wykazuje lęk co tym bardziej mnie powstrzymuje przed pozbawieniem go męskich narządów(hormony).
    Jednak rozumiem osoby które kastruja ale nie dla samej zasady, musi być powód a nie dla bo to złoty "środek na zło". Myślę też, że gdybym miała "ostrą" suke tez bym raczej nie ciachała.

    Będę trzymać mocno kciuki za Rawen, na pewno wszystko będzie dobrze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się skłaniam ku kastrowaniu suk i psów niehodowlanych koło 5-8 roku życia, zależnie od rasy, wielkości itd. Wtedy jeszcze pies jest na tyle młody, że ładnie się zregeneruje po zabiegu i samą operację powinien znieść dobrze, a już na tyle dojrzały, że nie wpłynie to na niego negatywnie.

      Dzięki :)

      Usuń
  3. Niestety w naszym kraju komunikat typu "nie rozmnażaj" nie brzmi ani poważnie ani groźnie a na społeczności uważających, ze pies nadaje się jedynie do budy i na łańcuch, żadnego wrażenia nie zrobi.

    Kary? Juz widzę te haczyki i luki prawne, które można byłoby wyliczać, że przecież "nie rozmnażałem celowo i świadomie to czytsy przypadek". No i ciekawe kto by je miał nakładać? Sąsiad na sąsiada nie doniesie przecież a w dużym mieście sąsiad sąsiada nawet nie zna, i raczej jego życiem sie nie interesuje.

    Poza tym nie wymieniłaś sytuacji w których to burek ze wsi wdziera się na teren na którym pomieszkuje niekastrowana suka. Nie wiem czy często czy nie, w moich rejonach słychać o takich co chwila.

    Na pewno psy z problemami behaiowralnymi są grupą, u których kastracja może dany problem jedynie pogłębić. Kastracja małego berbecia to czysta głupota ale to wystarczy odrobina rozsądku. Zaś ciachanie dorosłego psa i kota, o normalnych zachowaniach to jedynie przysługa dla niego. I znaczne wydłużenie życia a także poprawienie jego komfortu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to jest ten sam absurd, co nakaz kastracji. Nie ma środków, żeby wymusić jego przestrzeganie.

      Jak burek się wdziera do płodnej suki to znaczy, że suka kiepsko zabezpieczona = powinna być wycięta.

      O kotach się nie wypowiadam, bo się nie znam, acz mądrzejsi ode mnie twierdzą, że kotom ten zabieg rzeczywiście polepsza komfort życia. Co do psów - nie byłabym taka pewna, na pewno nie zawsze. A co do wydłużenia życia - zdania (i badania) są podzielone.

      Usuń
  4. Prawda jest taka, że ani zakaz rozmnażania, ani nakaz kastracji nie rozwiążą całkowicie problemu, z jednego prostego powodu - nie da się ich egzekwować. W miastach może by to jeszcze jakoś uszło, tyle, że prawdziwym źródłem przepsienia narodu nie są miasta, tylko tabuny taśmowo produkujących szczeniaki wiejskich Pimpków, a tam w większości przypadków pana nie znajdziesz (chyba, że to akurat jakiś pies łańcuchowy, ale znowu - to raczej nie one są głównym źródłem problemu). Nakaz/zakaz spowodowałby co najwyżej, że ludzie by przestali te psy karmić przy własnych domach, a szczeniąt by przybywało nadal. Odnośnie samego zakazu rozmnażania - on ma jeszcze ten dodatkowy mankament, że w praktyce uderzałby głównie we właścicieli suczek, bo jak udowodnić właścicielowi psa, że to jego Azor jest ojcem szczeniąt suni teoretycznie zabezpieczonej na posesji? Efekt byłby taki, że pojawiłby się wysyp porzuconych, szczennych suk, a psów by przybywało w dalszym ciągu. Generalnie nie jestem zwolennikiem kastracji wszystkiego co się rusza, ale szczerze mówiąc, nie widzę lepszego sposobu na hordy psów, przynajmniej w obecnej sytuacji. Ale znowu - co to znaczy pies hodowlany tak właściwie? Rodowodowy? Ze zrobioną hodowlanką? Wystawiany regularnie (w jakich odstępach czasu, od jakiego wieku?)? Mam wrażenie, że to i tak byłby martwy przepis niestety.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niach, bojownicy kastracyjni i tak będą wrzeszczeć, że kastracja przed pierwszą cieczką najlepsza. Z szurem nie wygrasz na naukowe argumenty, on ma misję i na barykady z psią macicą ruszy, także no.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopilnować, by wszystkie psy były wykastrowane jest dużo prostsze. Zakaz rozmnażania skutkowałby tym, że ludzie by to dobrze maskowali, a jeszcze większa ilość szczeniąt byłaby topiona by uniknąć kar finansowych za rozmnażanie.

    OdpowiedzUsuń