czwartek, 10 maja 2012

Wielki Strach.


Czasem bywa tak, że na psa spada nagle Wielki Strach. Wielki Strach powoduje, że pies zachowuje się „nieracjonalnie” – zaczyna panicznie ujadać, próbuje przemieszczać się niemal pełznąc brzuchem po ziemi, wtula ogon pod brzuch, warczy, kłapie zębami… Ludzie potrafią potęgować Wielki Strach, oj potrafią. Jedni wrzeszczą, że przecież nie ma się czego bać (jakby każdy pies świata po urodzeniu przechodził kurs intensywnej nauki języka polskiego i mógł to zrozumieć), szarpią smyczą, podwieszają psa do góry, zmuszają do ruchu. Inni rozczulają się, że piesku, zobacz, przecież tu nic się nie dzieje! Ojej, ale się pieseczek boi, biedny pieseczek! Kolejną grupę stanowią ludzie dumni ze swojego pupila – jak pies ujada na przerośniętego malamuta sąsiada, to niechybnie oznacza, że wykazuje się olbrzymią odwagą i hartem ducha i broni ukochanego Pańcia! 

Niestety, żadna z tych strategii nie działa na Wielki Strach. Nawet gdy pies przestanie fizycznie pokazywać, że coś jest nie tak, nic się nie zmienia w jego głowie. Nadal więc straszy pan w kapeluszu, pani o kuli i dziwny, włochaty, wielki pies sąsiada.

Wybrałyśmy się ostatnio z Zu na drugi koniec naszego osiedla, gdzie budują się nowe bloki. W pewnym momencie zauważyłam, że pies zaczyna się snuć na drugim końcu smyczy, stąpa niepewnie, ogon trzyma bardzo nisko, oblizuje się, zieje i łypie podejrzliwie na boki. Coś było wyraźnie nie tak, ale co? „Winowajcą” okazała się stacja gazowa nieopodal nowych bloków. Od trzech dni zatem chodzimy do stacji i przy pomocy parówek przekonujemy się, że owa sycząca i bucząca maszyneria nie jest przecież w ogóle straszna. Ludzie z bloku obok mają pewnie niezły ubaw :) ale to nic. Ponad dwa lata życia z wrażliwym psem, jakim niewątpliwie jest Zuz, nauczyły mnie, że nie warto się przejmować otoczeniem, kiedy mamy szansę zrobić coś, co uczyni nasze wspólne życie łatwiejszym.

Pozdrowienia od majowego Zuza: