wtorek, 5 listopada 2013

Obrona zasobów, czyli ratunku, mój pies na mnie warczy!

Niezawodne mądrości z Internetów znowu mnie natchnęły. Ale popatrzcie sami… Pisownia oryginalna.

"to za każdym razem ma dostać w pysk ! ona warknie dostaje warknie dostaje i tak w kółko aż nie pojmie ze warczenie jest złe ...."

„pies jak coś źle zrobi musi dostać ( wiadomo nie wolno psa katować chodzi o tzw plaskacza ) wtedy wie gdzie jego miejsce , inaczej zdominuje Cie i juz bedzie bardzo trudno zmienic w jego psychice ze to Ty rządzisz”.

Warczenie to jeden z elementów psiej mowy. Psy warczą w różnych sytuacjach, czasem warczą w zabawie, czasem warczą, gdy nie są pewne, co zrobić, czasem, gdy się boją, czasem, gdy grożą, słowem – jest to istotny element komunikacji. I teraz, jak gdyby nigdy nic, mamy psu wbić do głowy, że warczeć nie wypada, bo TO ZŁE. Szkoda tylko, że pies ludzkiej moralności nie łapie ni w ząb.


Noga z indyka, omnomnom.

Przyznam, że sama zaliczyłam poważną wpadkę, jeśli chodzi o warczenie przy zasobach. Gdy Zu dostała po raz pierwszy w swoim życiu pyszną, pachnącą, surową wołową kostkę, obrośniętą szczodrze mięsem, postanowiła jej bronić do ostatniej kropli krwi. Co ciekawe, miała chyba rozdarcie wewnętrzne, gdyż seriami najpierw szczerzyła zęby z wrzaskiem, a sekundę później piszczała z położonymi uszami, oblizując się szybko i machając ogonkiem. W każdym razie ja się zagotowałam, że JAK TO?! MÓJ PIES NA MNIE WARCZY?! A TO SUKA NIEWDZIĘCZNA! I szczerze mówiąc miałam ochotę ją trzasnąć w łeb, kość zabrać i zakończyć tę kłopotliwą sytuację. Szczęśliwie jednak spłynęła na mnie refleksja – ja tę kość jestem w stanie jej zabrać tak czy siak, ale przecież nie mieszkam sama, a pies broniący zasobów to nic fajnego. Zgłębiłam więc nieco temat.

Generalnie pies może bronić różnych rzeczy – pokarmu, zabawek, przedmiotów, mebli, miejsc – zasady postępowania są nieco podobne, więc skupię się na opisie naszej strategii przy wygaszaniu obrony jedzenia.

1. Zabawa w „Moje – Twoje”. Pies dostaje coś średnio atrakcyjnego – suszony gryzak, „łysą” kość, suche jedzenie, a my trzymamy w ręku coś super ekstra – kawałeczki gotowanego mięska, podroby, jakieś syfiaste śmierdzące smaczki itd. To, co mamy jest nasze, a to, co ma pies jest psa. Pies zaczynał jeść swój gryzak, łypiąc od czasu do czasu na to, co miałam ja. Kiedy porzucała swój gryzak i interesowała się moim żarciem, zabierałam jej to i blokowałam dostęp, więc wracała do swojej zdobyczy. Podrzucałam jej wtedy pod nos małe kęski mojego super ekstra pro żarcia. Pies zaczął traktować moją bliską obecność przy jedzeniu jako coś neutralnego, a z czasem pozytywnego. Jednocześnie nie mógł sam decydować o tym, że sobie weźmie coś lepszego niż ma, bo to przecież MOJE a nie jej ;)

2. NILIF (nothing in life is free) i spalanie miski – to pomaga przy większości psich problemów ze zrozumieniem zasad dobrego wychowania, z emocjami i różnymi innymi kłopotami, a jeśli chodzi o samo jedzenie – uczy pieska dodatkowo tego, że jedzonko nie spada z nieba ani nie wyrasta z miski, tylko pochodzi od człowieka. Oprócz oczywistych oczywistości typu „pańcia jest taka super” mamy więc jeszcze aspekt „dostaję jedzenie jak jestem grzeczna” i „jak się fika to się dostaje całe gówno, a nie coś dobrego”.

3. Trzymanie obgryzanej rzeczy. Klasyka, możnaby rzec, a często niedoceniana. Wybieramy coś dużego, co pies może sobie ogryzać z jednej strony podczas gdy my dzierżymy w dłoni drugi koniec „zdobyczy”. Na początku pies może reagować nieco nerwowo, ale koniec końców efekt tegoż mamy obecnie taki, że moja łajza czasem patrzy na mnie z miną „weź mnie to przytrzymaj, matka, co?”.

4. Dorzucanie do psiej miski. Sporo ludzi uważa, że pies powinien im dawać prawo do podejścia i pogrzebania w misce albo wręcz upozorowanego zjedzenia paru kąsków. Moje pytanie brzmi: PO CO? Żeby pokazać, że jesteśmy fajni? Że jesteśmy pakliderem, alfą, czy coś? Że mamy władzę? Owszem, część psów nie będzie mieć z tym większego problemu, ale część a i owszem – na początku jest dość subtelnie: pies sztywnieje, obraca się, oblizuje, patrzy uważnie na rękę, by któregoś dnia burknąć czy kłapnąć zębami. Jedna z zasad, wpajana nam w domu od małego gnoja, brzmiała: nie przeszkadzaj jedzącemu psu, pies ma prawo zjeść w spokoju. Skoro zgraja dzieciaków mogła to prawo uszanować to nie rozumiem, dlaczego dorośli ludzie mieszczący się w normie rozwojowej mają z tym taki problem. Czy Szanowni Czytelnicy lubią, jak ktoś im grzebie w talerzu, a nie daj borze coś wyżera? Ano właśnie. Dlatego lepiej, korzystniej, logiczniej podejść do jedzącego psa i wrzucić mu parę chrupków czy skrawków mięska do miski czy obok. Pies na początku może być nieco zdezorientowany, ale szybko załapie co się święci i sam będzie się odsuwał, czekając na swoją porcję dokładki. A skoro o dokładce mowa…

5. Nauka przynoszenia opróżnionej miski. Wymaga nieco wysiłku, ale można osiągnąć bardzo fajny efekt – czy to poprzez kształtowanie czy wyłapywanie, czy w ogóle w jakiś inny sposób – kluczowe jest nagradzanie każdego odstąpienia od miski i podsuwania jej w naszym kierunku. Na dzień dzisiejszy Zu przybiega w podskokach z metalową michą w zębach i wciska mi ją do rąk, bo wie, że ZAWSZE dostanie jakiś drobiazg w ramach dokładki, ot choćby suchą skórkę z chleba, bo nie liczy się zawartość a sam gest i rytuał.


Zjadłam, miskę przyniosłam.



Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś sugestie, pomysły, przemyślenia – zapraszam do podzielenia się nimi w komentarzach. Jak widać, jest morze możliwości, niekoniecznie trzeba psa „walić po ryju” ani trzaskać o glebę, aby nauczyć, że podczas jedzenia człowiek nie jest konkurencją i nie trzeba nic bronić przed ludźmi. 

P.S. W trakcie pisania tej notki szanowna autorka cytatów wykasowała swoje wypowiedzi. Ciekawe, czemu? :)