poniedziałek, 10 grudnia 2012

NADpsy.

Uwaga. Będzie długo.

Raz po raz stykam się z określeniem tłumaczącym właściwie każde głupie, niebezpieczne zachowanie psa, jego nieposłuszeństwo czy nieopanowanie. Każda wymówka jest dobra, jednak ostatnio wszelkie rekordy popularności bije ta pt. "Mój pies ... [robi coś tam], bo to ... [wilczak, maliniak, ONek, JRT, rottweiler, amstaff, jamnik, doberman, staffik i właściwie wstaw tu sobie, drogi Czytelniku, co uważasz]."

Po to mamy tyle ras psów, żeby każdy sobie wybrał, co go kręci. Jak jest wariatem i mało ma wrażeń w życiu, to wybiera psa NN ;) Oczywiście żartuję. Wracając do ras - profil każdej rasy wiąże się z jakimś konkretnym temperamentem, robimy sobie jakieś założenia, że prawdopodobnie z psem rasy X będzie tak i tak, a z psem rasy Y śmak i inaczej. 

Jednak nigdy nie zrozumiem tłumaczenia nieposłuszeństwa swojego psa "bo to taka rasa". Zupełnie, jakby rasa czyniła psa NADpsem. Już pomijam, że większość psów tu omawianych, nie jest przedstawicielami żadnej rasy, bo to po prostu mieszańce czy psy bez papierów, więc trudno byłoby stwierdzić ich rzeczywiste pochodzenie.

Pies goni koty, ptaki, zające, bo to JRT, jamnik. Czy fakt bycia russellem czy jamnikiem automatycznie oznacza, że pies może zostać zabójcą i to właściwie OK, "bo to taka rasa"?

Pies ucieka i ma kompletnie pod ogonem właściciela, bo to beagle, husky, labrador, czy jakikolwiek inny myśliwiec czy szpic (choć motywacja do ucieczek może być diametralnie różna). Właściciel więc, zamiast przyjąć na klatę fakt, że musi wypracować przywołanie na tip top od pierwszych chwil, gdy pies przybywa do jego domu i zachować pewne środki ostrożności, często rezygnuje w ogóle z puszczania psa luzem, "bo to taka rasa".

Pies rzuca się do psów, bo to rott, maliniak, TTB, ONek, wilczak czy doberman. Słitaśnie. Jednak jak to jest możliwe, że znam przedstawicieli każdej z tych ras, którzy potrafią się zachować, nawet w stosunku do dorosłych przedstawicieli tej samej płci? Którzy nie rzucają się z jazgotem na wszystko, co się rusza? Owszem, często pieskom nie w smak, że muszą przebywać z innym dorosłym psem tej samej płci, ale nie rzucają się na niego z zębami, "bo to taka rasa". Teraz pytanie - jeśli ktoś posiada psa, który z reguły się nie kumpluje z innymi psami, a potrafi nad nim zapanować (i to czasem tak, że wpuszcza do swojego domu gościa z obcym psem czy psami i nie ma jatki) - czy to oznacza, że ten konkretny pies jest, pardon, pipą, czy to, że właściciel ma więcej oleju w głowie, niż przeciętny smyczotrzymacz?

O nadaktywności "bo to taka rasa" nie będę pisać, bo znajdziecie coś na ten temat przez pryzmat rasy JRT na Jaxowym blogu - blog po prawej stronie :)

Nie trafia do mnie wytłumaczenie "on tak ma, bo to taka rasa". Pewnie - to, że piesek jest przedstawicielem pewnej rasy oznacza, że ma takie czy inne predyspozycje, może sprawiać takie a takie trudności, w tej dziedzinie może być wymiataczem, a w innej może mu zupełnie nie iść, że ma taki czy inny próg pobudliwości, że ma taką a nie inną potrzebę ruchu, współpracy z właścicielem, taki czy inny próg tolerancji dla innych zwierząt. Jasne. Ale dlaczego, zamiast szukać dobrych stron i maksymalnie z nich korzystać, aby nadrobić także te słabsze strony, widzi się tylko te, na które można zwalić wszelkie niepowodzenia przewodnika, "bo to taka rasa"?

Dlaczego się uczepiłam? Bo dla mnie to śmieszne. Chociaż ostatnio zaczyna to przybierać naprawdę niepokojące rozmiary. Mamy coraz więcej psów, kundli, mieszańców, w typie i wreszcie rasowych. Siłą rzeczy, posiadając własnego psa jesteśmy bardziej wyeksponowani na kontakty z obcymi psami niż ludzie psów nieposiadający. Przykłady z ostatnich dni... 

Tratuje mnie labrador i słyszę od uchachanego właściciela, że "on tak ma, bo to taka rasa". Jamnik wypada spod samochodu z rykiem na mojego psa, idę więc, nieźle poirytowana, do właścicielki i pytam, co to do cholery ma być, że jamnik atakujący psy/ludzi biega bez smyczy - co słyszę? "Bo to jest JAMNIK, proszę pani". Mija nas grupka yorków, które drą się wniebogłosy jak zarzynane, no ale co, właściciele nawet nie mrukną, bo przecież "one tak mają"... Atakuje nas DONka, na serio, po cichu, prawie skutecznie. "Och, bo ona nie lubi suczek, wie pani, to taka ostra rasa". WTF?!

Wiem, że niektórzy sobie myślą "co ona w ogóle mówi, przecież ma małego kundla, to co ona może wiedzieć"? Zdarza mi się pisać czasem to tu, to tam o naszych codziennych kłopotach. W oczach jednych Zu jest krwiożerczym potworem, który się rzuca na wszystko, w oczach innych to pies jak pies, którego nie ma się co czepiać, bo jest ze schroniska (hehe, to mój ulubiony "argument"), bo jest nierasowa, bo wzięłam ją jako dorosłą, bo, bo, bo... Ja jednak wymagam od psa czegoś więcej. 

Nie wyobrażam sobie, żeby mój pies tratował ludzi, wypyszczał do psów, był zabójcą osiedlowych kotów na pół etatu, czy wreszcie żeby uciekał w siną dal praktycznie po każdym odpięciu karabińczyka. Niezależnie od rasy czy jej braku.


Mimo pewnych nieporozumień, Zu dobrze wie, że gdyby jej się zdarzyło coś, czego nie pochwalam, to będę bardzo, bardzo, bardzo zła i niemiła dla pieska. Choć czasem próbuje różnych głupot, to jestem w stanie ją doprowadzić do porządku. Tak, czasem wygląda to strasznie. Ale jeszcze nie podał mnie nikt do TOZu, chyba :) 



Więc skoro mi się udało z małym kundlem, który początkowo chciał zabić cały świat, to ludziom się nie udaje ze szczeniakami, które mają w domu od maleńkości? Come on.