sobota, 8 listopada 2014

Zuzankowa emerytura, czyli dziś nieco smutniej niż zwykle.

Dostaję zapytania, czemu nie wzięłam Zuzy na dogtrekking. Sprawa wygląda bardzo prosto - Zu ma ogólnego bana od naszej pani kardiolog na jakieś wielkie sportowe wyczyny, a 15km w dość trudnych "psychicznie" warunkach (duże zagęszczenie psów) dla takiego socjopatycznego pieska jak Zu mogłoby być niezbyt korzystne. Ogólne zalecenia są takie, że mam ją utrzymywać w dobrej kondycji, pozwalać na ruch niewymuszony (regularne spacerki najlepiej bezsmyczowe), ale żadnych szaleństw. 

Większość Czytelników zapewne wie, że Zu nie miała w życiu lekko. Bliżej nieznane szczenięctwo, później tułaczka od schroniska do schroniska, w końcu pobyt w psim szpitalu, chwila w domu tymczasowym u Ewy w Lublinie i w końcu dom stały u mnie. Gdyby lubelska nieformalna grupa adopcyjna nie wyciągnęła jej ze schroniska to zapewne wyjechałaby z niego wkrótce na taczce - miała bowiem kaszel kennelowy (oprócz tego bogate życie zewnętrzne i wewnętrzne), była niedożywiona jako omega w boksowej hierarchii, brudna, skołtuniona i zmarznięta. Konsekwencje kaszlu kennelowego będzie odczuwać całe życie, które zapewne nie potrwa tak długo jak życie zdrowego psa jej wielkości, wiecie, długowieczne (prawie nieśmiertelne wręcz) kundelki i te sprawy... no to nie u nas niestety.