sobota, 7 stycznia 2017

O tym, jak psa teleportowało.

Bohaterem dzisiejszego wpisu będzie - a jakże - pomiot szatana zwany Raven. 

Pomiot, biedna Baśka i Zu, która gdyby mogła, wzruszyłaby ramionami, że dzień jak co dzień.


Dziwnym trafem to właśnie jej przydarzyło się po raz kolejny coś dziwnego, mianowicie - ani chybi wciągnęła ją czarna dziura i wypluła w zupełnie innym miejscu... Ale do rzeczy.

Zgodnie z nową świecką tradycją spędzaliśmy sylwestra Pod Psią Gwiazdą - w miejscu, gdzie następuje całkowity relaks i totalna regeneracja ciała i ducha dzięki staraniom wspaniałych Gospodarzy, którzy stworzyli miejsce prawdziwie magiczne. Pozdrawiamy! 

Przebywanie tamże oznacza dla psów mnóstwo hasania bez smyczy i spacery grupowe. Jako, że Raven dostała po pewnych wybrykach własny zdalnie sterowany elektroniczny mózg, może w pełni korzystać ze swobody biegania luzem, ba!, wychodzi na to, że na dzień dzisiejszy biegnące sarny wywołują w małym piesku zastygnięcie - a ja mam czas, żeby się po nią przejść albo pomóc jej podjąć decyzję o powrocie do matki i skonsumowaniu na przykład suszonych szprotek czy innych serdelków... 

Hasanie...

Hasanie i przywołanie <3

Dej mnie te rybe, kobieto. 

Noworoczny spacer grupowy tym razem oznaczał 9 psów płci mieszanej oraz ich dwunogów. Towarzystwo o różnych rozmiarach, temperamentach i innych właściwościach osobniczych bujało się więc nieopodal ludzi, którzy w światowy dzień leczenia kaca wzięli się w garść i maszerowali polami i wąwozami mimo chłodu i dość dokuczliwego wiatru. Raven uznała, że jest ogarem i buszowała z kolegą Gryzoniem na przedzie.

Gryzio

Problem w tym, że ogary Magdy mają to do siebie, że posiadają mózg (no dobra, Borówce dopiero kiełkuje) i orientację w terenie, czego niestety nie posiada czarny chudełek. Przy przechodzeniu wąwozami, wbiegło więc suczysko na grzbiet wzniesienia razem z innymi psami, psy wróciły a Raven przepadła. Gosia i Grześ zaczekali ze mną (za co bardzo dziękuję!), bo może durna pałka zaraz się zorientuje, że pobiegła nie tam, gdzie trzeba.

Se myślę - szlag by to trafił, żebym musiała się ładować po jakichś górach za tym durniem... Ale wdrapuję się na górkę, patrzę w dół - noż ja pier... ten, no. Prawie PIONOWA ściana w dół, pełna drzew, krzaków, luźnych gałęzi... No jak nic się głupia pinda zabiła. Zwłok jednak nie widać, przynajmniej na pierwszy rzut oka, więc podejmuję próbę dźwiękową, drąc gumora REJWEEEEEN. Cisza. Zaczynam odczuwać lekki niepokój, więc drę się drugi raz. Nagle na horyzoncie, po drugiej stronie szosy (!), na krańcu łąki, przy rzece, dostrzegam czarny punkcik, który się zatrzymuje. Drę się więc po raz kolejny REJWEN! NO KU#WA CHODŹ TU!, na co punkcik zaczyna galopować w moją stronę, wspina się po tej niemal pionowej ścianie lasu, cały zadowolony, spieniony, zgrzany i robi głupkowatą minę w stylu: no hej, trochę mnie poniosło!

Hepi Niu Jer!


P.S. Zdjęcia wykorzystane w niniejszej notce są autorstwa Natalii <3 

5 komentarzy:

  1. Hepi Niu Jer! Sylwester w tak zacnym, czterołapym towarzystwie brzmi fantastycznie (mimo chwilowego zagnięcia Rejwen) :D Ej, a czym dokładnie jest Pod Psią Gwiazdą? Obczajałam ich fanpage, który podlinkowałaś, ale nie znalazłam jednoznacznej oferty/informacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To domowa agroturystyka, gdzie podejmują gości ale jednocześnie mieszkają tam Gospodarze, a wraz z nimi psy, koty, konie, koza i chyba będzie "tego" jeszcze więcej :D

      Mają też ofertę dotyczącą jeździectwa, myśliwskiego użytkowania psów (ścieżki tropowe), gier staropolskich, warsztatów mydlarskich i wiele innych atrakcji. A także śpiewów, tańców, hulanek i swawoli i spędzałabym tam każdą wolną chwilę, gdyby to było odrobinkę bliżej ;)

      Usuń
  2. No to faktycznie trochę poniosło ją. Choć ona pewnie nawet nie zauważyła, że się zgubiła :)

    OdpowiedzUsuń