środa, 8 kwietnia 2015

Behawiorysta, szkoleniowiec, trener, treser, zoopsycholog...

Miał być inny post, ale co się odwlecze to nie uciecze ;) Będzie subiektywnie, ironicznie i z lekkim przerysowaniem problemu, jeśli komuś to przeszkadza to polecam krzyżyk w prawym górnym rogu okienka.

Ciekawa dyskusja pojawiła się na FP Psa w Warszawie KLIK a wraz z nią definicje psich profesji. 

Behawiorysta/zoopsycholog jawi się niektórym jako spec-magik od psiej psychiki, sprawiający cuda w przypadku psów problemowych. Szczerze mówiąc, osobiście reaguję alergicznie na słowo "behawiorysta". Dlaczego?
Może dlatego, że jak dotąd poznałam JEDNEGO kompetentnego człowieka stojącego za tym określeniem*, może dlatego, że spotkałam zbyt wielu ignorantów tytułujących się behawiorystą, często bez sensownego doświadczenia, często bojących się "wziąć psa do ręki", często z jedynym słusznym rozwiązaniem wszystkich problemów w postaci faszerowania psa lekami (proszę mnie nie zrozumieć źle, leki bywają naprawdę potrzebne w terapii niektórych zachowań, ale to nie wszystko). Może dlatego, że zbyt często tacy ludzie zafiksowani są na jednostronne metody szkoleniowe, o ile w ogóle mają jakiekolwiek pojęcie o szkoleniu?

Szkoleniowiec pozytywny podchodzi do psa z szacunkiem, nie uznaje presji, zachowania niepożądane ignoruje, nagradzając zachowania poprawne (zwykle nagrodą pokarmową), używa klikera, zwykle zaleca chodzenie z psem w szelkach, brzydzi się stosowaniem takich narzędzi jak kolczatka czy łańcuszek zaciskowy. W teorii. W praktyce to czasem nie wystarcza, o czym zasygnalizował sam pan Gałuszka w swoim artykule o... obrożach elektrycznych

Na drugim biegunie mamy natomiast tresera/trenera, który w opinii większości pozytywistów jawi się jako życiowy frustrat, który postanowił wyżywać się na szczekających i merdających czworonożnych stworzeniach, do narzędzi tresera należy krótka smycz, obroża, a najlepiej jeszcze kolczatka, dławik, OE, pała bejsbolowa, dyby i kto wie, co jeszcze. Człowiek taki głównie pokrzykuje, na każdą niesubordynację reaguje agresywnym przywołaniem psa do porządku, nawet jeśli ten pies to sześciomiesięczny żarty golden retriever. Nie ma nagradzania, ewentualnie można pieska poklepać i pochwalić, a niech ma.

Problem w tym, mili państwo, że ani jeden ani drugi nie poradzi sobie z psem, który wymaga czegoś więcej niż "standard". Jeśli szkoleniowcowi pozytywnemu trafi się pies agresywny, a przy tym wdupiemający jedzonko, nie mający relacji z przewodnikiem, bardzo zorientowany na środowisko i bodźce z niego płynące, no to mamy klops przez duże K. Tak samo, gdy do tresera, fanatyka szkolenia jak za PRLu, trafi pies twardy ale wrażliwy na przewodnika i reaktywny (tak, to może współwystępować) to w najlepszym razie kogoś lekko uszkodzi, a w najgorszym zrobimy z psa nieprzewidywalnego gryzącego szaleńca lub autystycznego burka, który będzie robił wszystko, żeby być jak najdalej od pana tresera i własnego opiekuna, który pod batutą tego pierwszego tylko krzyczy i zadaje ból.

Nie wiem, dlaczego ludzie lubią sztywne podziały. Behawiorysta leczy głowę, treser uczy wykonywania komend. A gówno tam. Jak dla mnie praca nad psem łączy wiele tak różnych aspektów, że nie ma siły, aby zajmować się tylko psychiką albo tylko nauką zachowań. Zwłaszcza, jeśli pies stwarza jakieś problemy, a nie oszukujmy się - szkolenia szukają raczej ci właściciele psów, którzy mają ze swoim podopiecznym jakiś kłopot. Idąc na szkolenie do FACHOWCA, niezależnie od tego, jak on się sam tytułuje, chcę otrzymać kompleksowe działania mające na celu wyszkolenie i wychowanie psa, jego socjalizację/resocjalizację, utworzenie prawidłowej relacji i więzi ze mną jako jego przewodnikiem, pracę nad konkretnymi problemami danego psa dopasowaną do jego możliwości poznawczych, temperamentu, warunków w jakich żyje, chcę dowiedzieć się, dlaczego pies postępuje tak i tak w danej sytuacji a występujące trudności rozwiązać i pokonać. 

Powracając do wymogów szkoły zacytowanych przez Zosię z PwW - czy z psem agresywnym da się pracować w izolacji od bodźców wywołujących agresję? Moim zdaniem nie. Nigdy nie przepracujesz z psem problemu, jeśli go z nim nie skonfrontujesz. Oczywiście, nikt normalny nie założy agresorowi kagańca i nie puści go w grupę psów ot tak, na hurra, bez uprzedniego przygotowania przewodnika i psa. Ale nie da się z psem pracować "teoretycznie", niektóre psy bardzo słabo generalizują, więc trzeba przepracować problem we wszelkich możliwych warunkach i sytuacjach, a nie izolować, bo agresor, bo niebezpieczny, bo bulterier, bo zawarczał na Faficzka pani Krysi. Zawsze należy dobrać metody do psa, nigdy odwrotnie, a psy z problemem również zasługują na szansę, żeby stać się psami przewidywalnymi, posłusznymi i socjalnymi.

Jestem zresocjalizowanym agresorem, uczestniczyłam w szkoleniach grupowych, deal with it.


Zastanawiając się nad dzisiejszą notką, przypomniałam sobie, że warto by wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy - krąży w sieci, budząc wiele kontrowersji w niektórych środowiskach, tekst pana Fryca, bardzo wartościowy merytorycznie, więc jak ktoś się nie zapoznawał, to niech szybko nadrobi - dotyczy on wyboru szkolenia, czy właściwe jest podejście pozytywne, czy tradycyjne, co to właściwie znaczy i jak do tego rozsądnie podejść. Polecam!



*po przemyśleniu - dwóch, a w zasadzie dwie dziewczyny, Lila, Gosia - pozdrawiam! 

21 komentarzy:

  1. Brawo. :) Pięknie napisane. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo racjonalnie napisane :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, bardzo Pani dziękuję za ten test, ponieważ dokładnie opisuje to, jak zostaliśmy potraktowani w szkołach z naszym psem. Psem młodym, który jest kropka w kropkę identyczny, jak ten z przykładu, co trafia do szkoleniowca pozytywnego. Do szkoły z psem zaczęliśmy chodzić od samego początku (2 tygodnie po tym jak do nas trafił). Szybko było widać, że pies reaktywny, że trudno nam go zachęcić do siebie zabawą a przysmaki miał w nosie, bo obok biegały inne pieski. Co zrobił pierwszy trener? Wywalił nas z grupy, bo przez zachowanie naszego (bardzo szybko się nakręcał) inne psy też się nakręcały, no i łatwiej prowadzić pozytywne szkolenie z grzecznymi psami. Kolejnych 3-ch trenerów pozytywnych tez poległo i nie poradzili sobie z naszym psem. Co z tego, że pokazywać sztuczki zaczęli na swoich wychowanych pupilach, jak one na naszym się nie sprawdzały. Piąty trener u którego szukaliśmy pomocy znowu był z tej drugiej mańki i też nie trafił z metodami. Pies zaczął skakać z zębami. Dopiero teraz mamy faceta, który zajęcia z psami traktuje jako swoje życiowe hobby i uczy nas jak być atrakcyjnym dla psa, jak go zainteresować sobą i wykorzystać jego energię a nie zmuszać psa do uczestnictwa w zbyt ekscytującym otoczeniu (np. 15 innych psów). Po kilku miesiącach widzę ogromną różnicę. Pies nadal się ekscytuje, taki ma charakter ale wiemy już jak z nim pracować i jak zamienić to w zabawę. Niestety będziemy musieli się wyprowadzić i boje się czy znajdę kogoś podobnego, kto nam będzie pomagał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie czytać coś takiego - człowiek szuka pomocy a zostaje odesłany, bo jego pies wymaga więcej niż inne. Ktoś się śmiał, że niektórzy na szkolenia przyjmują tylko psy wyszkolone - coś w tym jest.

      W jaki rejon PL się wyprowadzacie? Może zrobimy mały risercz i znajdziemy kogoś, kto zna się na rzeczy :)

      Rzuciłam okiem na Waszego bloga. Gdybym nie miała Raven to nie wiem, czy nie brałabym suki z tego miotu ;) ale wyszło jak wyszło. Piszcie więcej, chętnie poczytam, bo początek jest interesujący! :)

      Usuń
    2. Evel, przepraszam za prywatę, ale na blogu Gosi nie mogę skomentować -

      Bardzo niedobrze, że musieliście się tyle napracować, żeby odnaleźć kogoś odpowiedniego. Jeszcze większa szkoda, że się musicie przeprowadzić :/

      Halo Gosia! Znamy się z fretkowego! <3 Internet jest taki mały! :)

      Usuń
    3. Witam

      Bardzo dziękuję za chęć pomocy. Teraz niestety musimy wyjechać na rok do Holandii i generalnie jestem załamana:( Obawiam się, że trudno będzie znaleźć kolejną taką szkołę, w której trener podchodzi indywidualnie do każdego psa. Tutaj dopiero widzę jak mogą być różne. Jedne są bardzo oporne, inne znowu bardzo delikatne. Trener próbuje rożnych metod dotarcia do psa. Uczy ludzi jak mają się z psami bawić - to pierwsze ćwiczenie. Nie sądziłam, że tak wiele osób nie wie jak to robić (my też się do nich zaliczaliśmy). Co tu dużo się rozpisywać. Trener i jego żona pasjonują się pracą z psami i ludźmi. W głównie uczą właścicieli psów jak się zachować, w rożnych sytuacjach. Psy kumają dużo szybciej od nas. A oboje naprawdę zawodowo pracują w orkiestrze :) On jest dyrygentem a jego żona i córka grają (nie pamiętam na czym).

      Za rok wracamy do Warszawy i nie wiem do kogo się udać. Tylko tam jeszcze mam czas, teraz martwię się co będzie w najbliższym czasie.

      Poprawiłam wstawianie komentarzy. chyba w nowych postach już można, a i tak mam zamiar dokładnie opisać jak zachowali się poprzedni trenerzy.

      Usuń
  4. Wiedza dotycząca szkolenia psów musi być związana z wiedzą behawioralną. Aby stać się behawiorystą lub trenerem, owszem, nie wystarczy skończyć szkolenia albo powiesić dyplom w swoim gabinecie. Potrzeba przede wszystkim doświadczenia w pracy z psami. Swoją drogą, jeżeli ktoś założyłby mi kolczatkę na szyję i chciał ze mną złapać super kontakt, to na pewno by go nie złapał, a uśmiechu na moich ustach z pewnością by nie zauważył. No cóż, różne opinie można znaleźć o autorze tego artykułu...

    Dziękuję za link do tego "cennego" źródła. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, szkolenie i wychowanie są ze sobą mocno związane i szkoleniowiec powinien mieć wiedzę zarówno wiedzę teoretyczną o różnych mechanizmach zachowań jak również doświadczenie w praktyce prowadzenia psów.

      Co do kolczatki, jest to narzędzie kontrowersyjne, ale rozsądnie używane na niektórych osobnikach potrafi dużo pomóc. O tym zresztą będzie w kolejnej notce :)

      Usuń
    2. No raczej. Kolczatka wcale nie wyklucza uśmiechu ani dobrego kontaktu. Patrz moja Furia :) A co do testów na sobie - prąd tyż testowaliśmy i dalej mi się gęba śmieje :D Tylko wiadome, wszystko z głową, głową i jeszcze raz głową!

      Usuń
  5. Matko, jak mi brakuje takiej równowagi. Z jednej strony mam autorytatywnie wygłaszane rady "jak pies atakuje cokolwiek, to masz go przewrócić i trzymać, aż się całkiem podda, a potem położyć na nim to cokolwiek, bo jak jest na dole pod czymś, to pies jest zdominowany i voila!", z drugiej ryki, piski i jazgoty ludzi zafiksowanych na szkolenie pozytywne NO-JAK-MOGŁAŚ-RYKNĄĆ-NA-TĘ-SŁODKĄ-PSINKĘ?! A w środku jestem ja, z toną teoretycznej wiedzy i stosunkowo niewielkim zasobem praktyki. A ze mną jest mój pies - ofiara moich szkoleniowych niepowodzeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z Zu popełniałam chyba wszystkie możliwe błędy szkoleniowe. Mimo to, jakoś się ogarnęłyśmy i efekt końcowy jest całkiem zadowalający ;)

      Wyobraź sobie, jaką ja miałam opinię, jak ryczałam na TAKIEGO SŁODKIEGO pieska, w momencie, gdy słodki piesek postanowił np. iść podrzeć na kogoś japę albo sobie coś upolować.

      Trudno się czasem odnaleźć w kynologicznym światku, ja jestem gdzieś pomiędzy szkoleniem pozytywnym a tradycyjnym, do tego mam świra na punkcie kontrolowania psów i ich zachowań wynikającego z faktu, że każda z moich suczysk ma swoje za uszami. Nie jest lekko, ale kto mówił, że będzie? ;)

      Przewracać jak do tej pory musiałam tylko Zu, dawno temu, kiedy na widok dzikiej zwierzyny przepalały jej się obwody w mózgu i pies zaczynał taki jazgot, że słychać ją było pewnie we Warszawie. Nie docierało do niej nic, mogłam sobie krzyczeć, śpiewać, prosić, więc któregoś razu wpadłam na to, że po prostu ją fizycznie unieruchomię i fiknę ją na ziemię. O dziwo, podziałało całkiem nieźle. W połączeniu z intensywnym szkoleniem Zu teraz daje się odwołać, nawet wtedy, kiedy sarna jej śmignie przed nosem i ona też już ruszy, choć czasem zapomina, menda parszywa i muszę się za nią przejść, żeby jej przypomnieć co nieco ;)

      Usuń
    2. Co robisz, kiedy słodka psinka zapomni, że miała dotąd przywołanie na sto pro i postanowi Cię olać? Moja mnie dzisiaj tak wkuropatwiła, że myślałam nad morderstwem i ciekawa jestem, jak Ty sobie radziłaś w podobnych sytuacjach z Zuzanną.

      Mam nadzieję, że moje porażki szkoleniowe przynosą taki efekt końcowy jaki masz z Zu <3

      Usuń
    3. Idę się po nią przejść - wtedy Zu wie, że ma przeje... ten, no. Biorę za fraki i przyprowadzam do siebie. Stosuję też "karnego jeżyka", czyli jak mi pies pogoni wiewiórkę to później ma leżeć pod drzewem, na którym siedzi ruda, aż przestanie się głupio ekscytować. Na Zu to działa genialnie, bo ona ogólnie nienawidzi gdy jej królewski brzuszek styka się z niegodnym tego podłożem.

      Jest raz lepiej, raz gorzej, jak to z żywym zwierzątkiem, ale ogólnie nie jest źle :)

      Usuń
  6. Super tekst! Ja często mam wrażenie, że ludzie fiksują się niemiłosiernie jeśli chodzi o psiejskie sprawy. Pies warknął- agresor, pies wdał się w potyczkę z innym psem- agresor, pies nie chce bawić się z innymi psami- wina właściciela, bo to pewnie zły właściciel. Oczywiście pewnie w każdym z tych stwierdzeń znalazłoby się ziarno prawdy, ale często psiarze kierują się stereotypami powtarzanymi w kółko. Jak czytam fora, wpisy na FB, to nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie mają w sobie tyle agresji i przyjemności(?) w atakowaniu innych. Dla mnie określenia trener, treser, behawiorysta, to tylko określenia i tak, jak wspominałaś można trafić na świetnego trenera, jak i pożal się boże behawiorystę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie uwielbiają skrajności, nie wiem, dlaczego. Przy tym często patrzą na coś przez pryzmat przyjętej ideologii i zapominają zupełnie, że np. szkolenie psów dotyczy żywych organizmów i głupio trochę eksperymentować, a należałoby się zastanowić, co podziała w przypadku konkretnego psa, o konkretnych potrzebach.

      Z tym agresorem to jest dobry pomysł na notkę, bo jak psy się po prostu nie bawią/ignorują inne to w opinii duuuuużej ilości osób mają co najmniej nierówno pod sufitem, no bo JAK TO?!

      Usuń
    2. Jeśli chcesz, to zapraszam na notkę do siebie, gdzie wspominam i piszę o tym, jak to jest mieć psa, który niekoniecznie kocha inne czworonogi :) http://habsterski.blogspot.com/2015/04/czy-nasz-pies-musi-lubic-inne-psy.html

      Usuń
  7. Evel, geniusz!

    Ja ostatnio zastosowałam opad szczęki, właśnie dzięki teoriom pozytywistów. Mam dwa egzemplarze rasy uznawanej za stosunkowo miękką - i, cytując Ciebie - a gówno prawda ;P

    Co prawda pierwszy egzemplarz, wycyckany od szczeniora zdaje się doskonale reagować na same 'pozytywistyczne' metody, o tyle rude jest po prostu demonem (wiedziałam co robiłam tak ją nazywając).

    I przyznam się bez bicia - dopiero zaczęła mnie szanować jak nią malowniczo rypnęłam na ziemię i trzymałam za fraki aż mi nie przeszło ( próbowała mnie upomnieć zębami, potem stopniowo zwiększała zacisk szczęk na mojej ręce, bo nie życzy sobie przesuwania). Oczywiście za zastosowanie przemocy zostałam odprowadzona od czci i wiary.

    Ja jestem zdania, że z małym szczylem zawsze warto zacząć od pozytywnych wzmocnień. A potem to trzeba dostosować do zwierza - ja zaadoptowałam nastolatka rozwydrzonego, bez żadnych granic, z przeróżnymi problemami, na czele z totalnym odmóżdżeniem w emocjach. Wszelkie pozytywne wzmocnienia miała głęboko w trąbie. Dopiero gdy zaczęłam od niej WYMAGAĆ żeby się uspokoiła stopniowo zaczęła chcieć, odnalazła swój mózg. Długa droga przed nami, ale przynajmniej teraz widzę powoli postępy.

    Niektórym psom po prostu potrzeba więcej, żeby poczuły autorytet i szacunek do przewodnika i to zdaniem szkoleniowca jest dopasowanie kluczyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, zaczerwieniłam się!

      Psy między sobą stosują przemoc, agresję. Nie jest to (jak czasem u ludzi) podszyte niechęcią, złośliwością, po prostu jak jest taka potrzeba, to jeden drugiego capnie za łeb, odepchnie, odpędzi, kłapnie zębami z wrzaskiem. Nie mówię oczywiście o osobnikach zaburzonych, ale nawet najbardziej zrównoważone psy mają swoje granice i je demonstrują. Tym bardziej nie rozumiem histerii, jak ktoś własnego szanownego pieska sprowadzi do parteru, gdy ten stanowczo sobie bimba i przegina pałę. O tym też jeszcze będę pisać :)

      Oczywiście, ze szczylem pracuje się przede wszystkim pozytywnie, ale są szczyle (patrz Raven), które potrzebują też korekt, bardzo precyzyjnych i dostosowanych do pieskowych aktualnych możliwości, ale jednak. Plus od początku tytaniczna konsekwencja i określone zasady.

      Psi nastolatek to chyba najgorsza rzecz na świecie :P

      Usuń
  8. Świetny tekst. Ja teraz muszę znaleźć tresera/trenera/behawiorystę/KOGOKOLWIEK dla mojego (goni mężczyzn). Marzę o takim, który jest w gruncie rzeczy pozytywny, ale nie boi się smyczy (to w końcu ograniczanie wolności zwierzaka!) a w dodatku nie drogi... Jak na razie wydzwaniam w różne miejsca. Jeden od razu odpadł, bo po przedstawieniu problemu (przez telefon, psa na oczy nie widział) powiedział mi "no tak, rozumiem, to zajmie dwa miesiące". Na mój nieśmiały protest "a skąd pan to wie" odpowiedział "ależ proszę pani, ja się znam, dwa miesiące, mur - beton!" I bądź tu mądry człowieku...

    OdpowiedzUsuń