Wiem! Ale, jakby to rzec, tempo mojego życia ostatnio nabrało trochę rumieńców :)
Mimo pewnych problemów uczelnianych, udało nam się spędzić razem naprawdę udane wakacje. Okazało się, że mój pies potrafi mieszkać z innym psem w jednym pomieszczeniu przez dłuższy czas i że nie jest aż tak sukowata, jak wszyscy o niej myślą ;)
Najpierw odwiedziłyśmy piękny Wrocław, na którego peryferiach mój dzielny, mały piesek pływał tak na serio - pierwszy raz w swoim życiu. Co prawda stylem raczej rozpaczliwym, ale liczy się!
Prywatny obiekt do pomiatania przez Zu, broniony skrzętnie przed Całym Złem Świata, to jack russell terrier Jax. Jego bloga możecie znaleźć w zakładkach.
Potem udaliśmy się nad morze. Jeśli ktoś rozważa wakacje nad morzem z psami, to polecam z całego serca miejscowość Grzybowo nieopodal Kołobrzegu.
Pies spędzał czas, wytrwale ignorując nasze wygłupy, jak zakopanie psa na plaży:
Oraz zacieśniając więzy:
No, piłki kradła, ale tylko czasem...
A czasem udawała, że jest bardzo do obi psem...
Podczas gdy inni próbowali zabawić się darami natury, Zu miewała chwile zadumy.
Ale nie martwcie się, Czytelnicy, zaduma spowodowała zjedzenie tylko JEDNEJ ludzkiej kupy na wydmach. Pańcia była dla pieska bardzo, bardzo, bardzo niemiła i przywołanie zaskoczyło z powrotem do czarnego pustego czerepu.
Codzienne długie wyprawy plażowe i chwilowe przerzucenie psa na suche kulki, pożerane z wyraźną niechęcią, spowodowały, że pies przybrał sylwetkę starej szkapy:
Organizowane od czasu do czasu sparingi między chłopcami...
... wzbudzały w Zu prawdziwe oburzenie. Przecież wiadomo nie od dziś, że Jax może być pomiatany tylko przez królową, a królowa jest tylko jedna, co nie?
Od czasu do czasu uprawiliśmy wyciskanie psem. R.I.P., niebieskie ringo.
Po powrocie do domu przywitały nas nowe akcesoria szkoleniowe:
Byłabym zapomniała - odwiedziłyśmy w te wakacje także Zamość, gdzie Zuz zapoznawał się z pieskami w rozmiarze XS, traktowanymi jak normalne psy:
A w stolicy podglądaliśmy szkolenie IPO. A że wielki duch drzemie w moim małym psie... ;)
Podsumowując... mój aspołeczny, agresywny i nieprzewidywalny (hłe hłe) pies przejechał pół Polski w pociągu, jeździł tramwajami i łaził po centrum naprawdę dużego miasta, a później w drugą stronę jechał pociągiem jeszcze dłużej, zostawał dzielnie w kennelu w nowym miejscu (tak, bywały zgrzyty, ale dobrze wyważona korekta głosowa działa cuda), bawił się z psami, tolerował jrt, yorki, staffika, nie przerażały go popisy wokalno-ruchowe pana pozoranta z owczarami i dobermanami, nie zjadł żadnego dziecka ani nawet nie próbował, wytarzanie w mewich piórach i jakimś syfie - raz, kupa zjedzona - raz.
Nie było chyba tak źle :)
Zuzanek najlepszy! Chciałabym, żeby połowa osób, które próbują mówić, jaka to ona nie jest, miała tak zajebistego psa :D
OdpowiedzUsuń