Jakoś tak wyszło, że mając w końcu zupełnie inny typ psa niż Zuz, postanowiłam z ciekawości odwiedzić pana pozoranta. Pierwsza próba odbyła się w marcu, pojechaliśmy z pieseczami na trening, Raven przez pierwszą godzinę buczał, skakał, piszczał i ryczał na zmianę, a ja w myślach układałam w całość kolejne sposoby, jak zadać jej bolesną śmierć. W międzyczasie Zu odbyła zajebiste treningi posłuszeństwa w ogromnych rozproszeniach.
Po pierwszym kryzysie Rav przywitała się z panem pozorantem, ukradła mu rękawiczkę, chciała zeżreć bacik, potarmosiła się trochę szmatą i to by było na tyle. Ogólnie widać było, że bardzo by chciała, ale trochę się cyka, usłyszałam ogólnie, że to taki piesek "nooo, do adżiliti co najwyżej", pomyślałam sobie, że spoko, agility raczej spowodowałoby trwałe kalectwo której z nas (względnie obu), ale zawsze sobie możemy podłubać obedience.
W kwietniu braliśmy udział w seminarium obedience, znaczy ja brałam jako wolny słuchacz a suki mi towarzyszyły, ale zaraz na początku maja pojawiła się możliwość wzięcia udziału w treningu obrony. Po długich rozmowach z bardziej doświadczonymi ode mnie postanowiłam spróbować jeszcze raz, a nuż widelec będzie jakoś inaczej.
Gdy przyjechałam na miejsce i zobaczyłam, że kręcą się tam ludzie z molosami, bullowatymi, owczarkami i takimi tam, to szczerze mówiąc miałam ochotę wracać do domu, żeby sobie wstydu nie narobić wyskakując z niespełna 17kg (wtedy) czarnym szczeniaczkiem w turkusowych szeleczkach :D Owszem, była jedna labradorka, do której zresztą moja gówniara postanowiła szurnąć na dzień dobry (odkąd skończyła pół roku to niekoniecznie jest miła dla innych piesków, ale o tym innym razem), ale oprócz niej raczej same "poważne" rasy...
Sami więc rozumiecie, że czułam się nieco jak debil idąc do pozoranta z tym wypierdkiem, ale później... Później spuchłam z dumy. Bo okazało się, że mój "piesek najwyżej do adżiliti" po prostu sobie wyszedł, merdając jak zwykle, ocenił sytuację: "O, jakiś facet, nie znam go, ale zaraz, zaraz - co on tam ma? O BORZE, to jest jakaś super ekstra rzecz i ja ją chcę, może sobie na nią zapoluję?" I z zadartą kitą i warkotem zabrał się do rzeczy, znaczy się - do polowania. I nie to, żeby się jakoś czaił specjalnie, po prostu zaczął drzeć ryja i poszedł jak po swoje. I nie ruszało jej, że w koło są ludzie (do których można by się pomizdrzyć), że wkoło są psy (które można by wku*wiać w wolnej chwili), że jakiś wielki obcy facet ją podnosi na gryzaku do góry, że ją zakłada na siebie tak, że aż musi go odpychać łapami - nieważne, bo ona tu ma misję i cześć.
Gdy schodziłam z Raven, która dumna jak paw dzierżyła w dziobie gappayowski gryzak i usłyszałam od ludzi, którzy regularnie się tak spotykają i ćwiczą: "Ale masz ZAJEBISTEGO psa, my takie rzeczy robiliśmy na drugim, trzecim spotkaniu! Jest genialna!" to stwierdziłam, że miałam nosa, że Raven jednak została :P
Drugie wejście było równie fajne, na trzecim widać było, że pies jest już bardzo zmęczony, ale nadal pracuje i jest tak bardzo spełniony, że bardziej chyba nie można - w końcu niecodziennie można podrzeć ryja i jeszcze coś sobie upolować ;) Jako ciekawostkę dodam, że Zu słysząc wrzaski Ravena darła mordę w samochodzie - wiadomo, obrzydliwa gówniara śmierdzi i w ogóle, ale w końcu stada się nie wybiera, co nie?
W przerwach odbywały się rozmowy i rozmówki na różne tematy, oczywiście poruszona została kwestia, czemu nie chcę robić agility, bo mój pies miałby do tego ogromne predyspozycje przez swoją anatomię... W sumie nie umiałam tego wtedy sensownie wyjaśnić, ale teraz już wiem - po pierwsze kwestie oczywiste, czyli mój brak koordynacji ruchowej plus Raven, który osiąga pierwszą prędkość kosmiczną*... no gips jak nic. Po drugie - agility jawi mi się jako sport, gdzie wszelkie emocje są "na wierzchu", pies jest najarany jak szczerbaty na suchary a przy tym wszystkim niekoniecznie używa mózgu, a przynajmniej niekoniecznie tak, jak powinien. Dużo bardziej widzi mi się obi, w którym trzeba zachować balans między pobudzeniem psa a precyzją wykonywania ćwiczeń i jeszcze zrobić to w taki sposób, żeby nie spieprzyć obrazu pracy.
Następna kwestia - "na pewno nie chcesz robić z nią obrony? Gdybyś się przyłożyła to jest idealny materiał, właśnie z takimi psami powinno się robić IPO!" Tu trochę zbaraniałam, znaczy - widziałam, że młoda sobie radzi, ale żeby aż tak...? Może wyjaśnię od razu moje motywy - postanowiłam w ogóle spróbować skonfrontować Ryra z pozorantem, bo wyszła nam lekka wrażliwość i bufanie na rzeczy nieznane, podejrzane wg psiego móżdżku, i uznałam, że w takich okolicznościach przyrody wygrywanie gryzaka z wielkim chłopem trochę psu pomoże. Teraz mocno się zastanawiam, czy nie sprawić psu raz na jakiś czas frajdy i nie wybierać się na cykliczne spotkania z pozorantem, choć jest to nieco problematyczne w naszym regionie ;)
A wracając do tytułu - czemu rozdarcie? Na semi z posłuszeństwa miałam szczerą ochotę czasem telepnąć jednym czy drugim psem, czasem nawet właścicielem, żeby się ogarnął, a na "ipowskim" posłuszeństwie brakowało mi budowania motywacji, wiele rzeczy robiono ręcznie zamiast psu pomóc, naprowadzić... Słowem - nie odnajduję się ani w szkoleniu "pozytywnym", ani "tradycyjnym". Ot, taki ze mnie dziwoląg. Być może dlatego, że mam tak skrajnie różne suczydła... ;)
* dotychczas nie spotkaliśmy jeszcze psa, który by dogonił biegającą Raven, ale jesteśmy otwarci na propozycje :D
Ej no, miało być długo... Nim się rozkręciłam to już koniec ;(
OdpowiedzUsuńJest długo! Ale cieszę się, że ktokolwiek przez to przebrnął :D
Usuń"* dotychczas nie spotkaliśmy jeszcze psa, który by dogonił biegającą Raven, ale jesteśmy otwarci na propozycje :D "
OdpowiedzUsuńwybierzcie się -> http://www.topspeeddog.pl/strona_kalendarz.html :D
Raven jeszcze za mały :( Ale w przyszłym roku, kto wie, może oprócz zawodów w skakaniu do wody spróbujemy też takich na bieganie ;)
UsuńJakie wymiary ma ta klatka na twojego dwupsa, którą tak radośnie targasz w pociągu? :)))
OdpowiedzUsuń91x64x64cm :) Czy radośnie to nie wiem, ale w porównaniu z metalową to waży prawie nic ;)
UsuńObyście znalazły jakąś swoją dyscyplinę w której będziecie się z Raven rozwijać. Mi ona się bardzo podoba, pewnie dlatego że zupełnie różni się od mojej Soni, którą do wszystkiego trzeba nakręcać ;).
OdpowiedzUsuńAno właśnie - straszliwie się różni od Zu! I czasem wpadam w pułapkę... Ale myślę, że naszą dyscypliną przewodnią będzie tak czy siak obi :)
Usuń