... Ewel, a czemu Twój pies nie
może tego i tamtego? Albo – czemu robisz to i tamto? Postanowiłam się
pobawić w dziś pytanie – dziś odpowiedź. Jedziemy :D
1. Dlaczego
Zu śpi w klatce? Przecież to jak w schronisku!
Zu śpi w
klatce z kilku powodów. Po pierwsze, jest to sposób na lęk separacyjny. Pies
przyuczony do korzystania z klatki nie tłucze się bezsensownie po domu, nie
rozpieprza wszystkiego w drobny mak, nie szczeka jak nakręcony i nie wyje jak
syrena okrętowa, tylko idzie spać w swojej bezpiecznej „norze”. Dodatkowo
jestem w stanie z psem pojechać w każde miejsce na świecie i jak tylko rozłożę
klatkę to pies bez problemów idzie do klateczki spać/odpoczywać. Po drugie –
jeśli pies sobie postanowi czasem rzygnąć albo ma problem z drogami moczowymi
(a Zu miewała jakiś czas, mimo dobrych wyników badań, weci rozkładali ręce) to
średnio miło się to sprząta o czwartej nad ranem, szorując dywan – a tak szast
prast, wymieniam kocyk na nowy, a pobrudzony wrzucam do prania i luz. O klatce można poczytać na blogu Jaxa.
2. Dlaczego
Zu nie ma żarcia cały dzień w misce i je na komendę? Przecież musi być głodna w
ciągu dnia!
Zostawianie
żarcia w misce na cały dzień uważam za niewychowawcze – w końcu żarcie nie
spada psu z nieba, tylko pochodzi od nas. Jaką motywację do słuchania
przewodnika ma pies, któremu wszystko spada z nieba? U Zu musiałam się trochę
napracować, żeby zauważyła moje istnienie, więc musiałam stać się źródłem
WSZYSTKICH cennych zasobów i przyjemności, jakie pies otrzymuje w życiu – pokarmu,
kontaktów socjalnych, zabawy, bodźców środowiskowych. Dawki jedzenia są
dopasowane do trybu życia i potrzeb psa, jako kastratka Zu potrzebuje
określonej dziennej dawki, żeby nie przybrać na wadze. Po drodze wyszedł nam
problem z obroną jedzenia – obecnie przepracowany na tyle, że pies nikomu nie
urywa nogi jak je, ale obcym czy mało znanym osobom nie polecam próbować zabrać
psu jedzenia, dlatego może jeść na komendę („Twoje” czy „proszę”) a na inną
komendę ma żarcie zostawić, nawet gdyby to był parujący schabowy polany
kefirkiem.
3. Dlaczego
tępię u psa szczekanie? Pies to pies, niech sobie szczeka!
Bo mnie to
maksymalnie irytuje. I nie uważam, żeby ciągłe darcie ryja było niezbędną
potrzebą życiową każdego psa. Więc od pierwszego dnia konsekwentnie wygaszałam
bezsensowne jamniczenie – w efekcie pies raczej się nie odzywa niepytany ;)
Pozwala sobie na wokalizacje podczas zabawy z innymi psami i to mi pasuje.
4. Dlaczego
nie pozwalam obcym dotykać mojego psa? Przecież to tylko pies tylko!
Z tego
samego powodu, dla którego ja nie klepię przystojnego pana mijanego na ulicy w
tyłek czy nie wyciągam komuś niemowlęcia z wózka. Pies jest – choć trochę głupio
to zabrzmi – moją własnością, nie życzę sobie, żeby ktoś obcy dotykał mnie, czy
też mojego psa. Zu stresuje kontakt z obcymi ludźmi, musi dostać chwilę czasu,
żeby się do kogoś przekonać. Środek ulicy nie jest odpowiednim miejscem do
zawierania przyjaźni. Pies zaczepiony zazwyczaj ignoruje ciumkaczy, a im
bardziej ktoś chce się z psem „zaprzyjaźnić” tym bardziej pies stawia opór, a
wie, jak używać warczenia i, niestety, zębów. Nie polecam zresztą wyciągać łap
do żadnego obcego psa bez zapytania właściciela, czy można.
5. Dlaczego
nie pozwalam swojemu psu podbiegać do psów na smyczy ani nie chcę, by cokolwiek
żywego podbiegało do nas? Pieski potrzebują kontaktów socjalnych z
pobratymcami!
Bo Zu miała
problem z agresją lękową. BARDZO. I nie po to sobie wypruwam flaki od trzech
lat, żeby pies zachowywał się względnie normalnie wobec przedstawicieli swojego
gatunku, żeby mi jakaś sraka bez mózgu puszczała swojego rozbuchanego 30kg (czy
większego) pieseczka, który „nic nie zrobi” a zaczyna mi łazić po suce, chamsko
trącać łapami i nachalnie wąchać mimo OSTENTACYJNYCH sygnałów mówiących „NIE CHCĘ CIĘ ZNAĆ,
SPIEPRZAJ”, wgniatając ją w chodnik. Skoro moja suka nie podbiega do nikogo,
mimo że miałaby taką ochotę czasem i jestem w stanie to ogarnąć to zakładam, że
większość ludzkości także. Więc tak, pieski może potrzebują socjalizacji z
innymi (choć czasem mam wrażenie, że Zu się brzydzi innymi psami), ale chciałabym
mieć na to jakikolwiek wpływ, bo znam swojego psa.
6. Dlaczego
nie można głaskać Zu po głowie i z góry, ciumciać, cmokać, wgapiać się?
Bo można
zostać uszkodzonym fizycznie. Całkiem serio – Zu „rodzinie i przyjaciołom” daje
ze sobą robić wiele, wiele dziwnych i głupich rzeczy. Ale jeśli ktoś nie do
końca dobrze znany próbuje jej zrobić uci puci, zagląda jej głęboko w oczy,
klepie ją po łbie czy karku to piesek uznaje, że delikwenta trzeba zniechęcić
do kontaktu i trochę postraszyć. Lajtowa wersja to harde spojrzenie
usztywnionego psa, wyrażające „zabiję Ciebie i całą Twoją rodzinę do siódmego
pokolenia włącznie”, później mamy uniki z warczeniem, a później kłapanie zębami.
Ot, subtelny komunikat, fakju człowieku, nie chcę, żebyś mnie zaczepiał. Etap
ostatni, czyli strzał zębami w człowieka na dzień dzisiejszy już nie występuje,
bo zwykle wkraczam do akcji ja.
7. Dlaczego
Zu nosi kaganiec? I to taki wielki! Przecież męczy się, bidulka, nie lepiej
założy lekki kaganiec z materiału?
Nie.
Kaganiec materiałowy to kaganiec weterynaryjny i tylko tak powinien być
stosowany – prawidłowo założony ma uniemożliwić gryzienie, więc musi być
zaciśnięty. Podrażnia więc pysk psa, wąsy i na dłuższą metę jest po prostu
niewygodny. Nie mówiąc o tym, że uniemożliwia psu prawidłową wentylację
organizmu przez ziajanie. Zu nosi kaganiec fizjologiczny zachowawczo – jakiś czas
żarła śmieci, czego w wiadrze robić nie może, po drugie w kagańcu jakoś lepiej
jej idzie przywołanie – uszy przetyka czy coś :D Kaganiec, oprócz biegania po
łąkach, parkach itd. pies nosi też w zatłoczonych miejscach. W przypadku gdyby
ktoś ją zaczepił, na 99% się odsunie, ale przezorny zawsze ubezpieczony a
kaganiec dobrze działa na wyobraźnię rodziców, którzy nie polecają swoim
latoroślom pogłaskać piesia tylko łowią swoje replikanty DNA i ich pilnują.
Miło.
8. Dlaczego
Zu musi czekać na zwolnienie z komend, i dlaczego w codziennym życiu używam
miliarda komend, sprawiając wrażenie lekko obłąkanej gadającej cały spacer z
psem?
Bo to
usprawnia życie. Przed przejściem „czekaj” zapobiega rozplaszczeniu psa pod
kołami (Zu nie przejmuje się tak trywialnymi rzeczami jak samochody), przy
wyrzucaniu śmieci „siad zostań”, przy mijaniu jakiejś padliny „nie rusz”, przy
mijaniu prującego japę pieska „nie rusz” i „idziemy”, przy wchodzeniu do domu
pies ma obowiązek się meldować na półpiętrach, na dworze to ona ma się pilnować
mnie a nie ja jej, na zawołanie ma przychodzić. Zwalniana z komend jest po to,
żeby sobie ich nie wyłamywała kiedy jej wygodnie, bo to nie ona jest stroną
decyzyjną w naszej drużynie. Wracamy do samochodów, placków z psa itd.
9. Czy noszę Zu na rękach? Bo ona taka
malusia.
Przyznam, że
to chyba jedno z dziwniejszych pytań. Nie, Zu nie jest malusia – waży około 11
kg, nie noszę jej bez potrzeby, bo kręgosłup by mi chyba odpadł całkiem. Jest
nauczona wskakiwania na ręce na komendę (co bardzo się przydaje np. w podróży,
gdy mam plecak, siatę i psa), ale nie uważam, żeby jakikolwiek mały piesek
czerpał fan z bycia noszonym na rąsiach. Po to bozia dała nóżki, żeby ich
używać.
10. Dlaczego
noszę ze sobą frisbee, szarpaki, piłki zamiast normalnie jak człowiek się bawić
patykami czy kamieniami?
Po pierwsze
ze względów bezpieczeństwa – widziałam zdjęcia psów nadzianych na patyki, z
gracją panny Zuzanny pewnie by nas nie ominęła taka przygoda prędzej czy
później. A operacja przełyku to trochę droga impreza. Kamienie straszliwie
niszczą zęby, a skoro pies je surowe kości to i tak są one mocniej używane niż
u psa na suchej karmie. Po drugie – Zu ma tendencję do olewania człowieka, więc
pozwolenie jej na zabawę tym, co akurat sobie SAMA znajdzie na spacerze nie
jest zbyt rozsądnym pomysłem.
Jak widać,
panuje zamordyzm i terroryzm. Kilka z tych punktów jest w mojej opinii raczej uniwersalnymi
zasadami przy wychowywaniu psów, jednak wszystkie są dopasowane do konstrukcji
psychicznej małego czarnego pieska w myśl "lepiej zapobiegać niż leczyć". Na przykład pogryzione cudze łapsko. Leczyć.
Pies jednak, mimo spodziewanej melancholii
czy zgryzoty, czuje się dość dobrze w swoim poukładanym życiu, w którym nie
musi się zbytnio trudzić podejmowaniem decyzji – od tego jestem ja. Nie boi się
mnie, nie unika mnie, nie czuje się przytłoczony. Dotarłyśmy się przez te trzy
lata tak, że mogłabym z nią jechać na koniec świata. A to, co między nami, jej odchyły i fazy - niektórych rzeczy wypracować się nie da. Ale jeśli mówię, żeby czegoś nie robić, lub przeciwnie - coś zrobić, to nie znaczy, że robię sobie jaja albo wymyślam, tylko znaczy, że lepiej mnie posłuchać i wszyscy będą zadowoleni :)
Ja i Zuz we Wro - zdjęcie dzięki uprzejmości Pauliny.
Bardzo dobre zasady. U nas głaskanie przez obcych również surowo wzbronione - skutkuje chwytaniem za rękaw (dzieci) lub kąsaniem dłoni (mężczyźni). Zdarzyło mi się kilkukrotnie podczas jazdy metrem, że faceci wyciągali do niego łapy mimo moich ostrzeżeń - grunt, że miał kaganiec.
OdpowiedzUsuńAh, w ogóle to się naszukałam Twojego bloga, żeby go dodać do obserwowanych i linków u siebie bo już mi raz zginął, a lubię go czytać :)
Z kagańcem różnie bywa, raz mi ludzie na mieście cmokali do psa w kagańcu - dziwne to było nieco, ale cóż...
UsuńBardzo nam miło i dziękujemy za uznanie :)
No nie, a gdzie kolejny wpis? Żeby po 3 miesiącach nie było nic nowego? Tradżedy! :D Co tam u Was?
OdpowiedzUsuńJesteśmy, żyjemy, sporo zmian, ale mam nadzieję na poprawę częstotliwości wpisów :P
Usuń